kwi 032012
 

comperiaZaciągając kredyt hipoteczny jedną z wielu decyzji które trzeba podjąć jest wybór systemu rat. Raty równe czy malejące – różnica idzie w dziesiątki tysięcy złotych. Analitycy porównywarki finansowej Comperia.pl tłumaczą, na który mechanizm się zdecydować.
Stając przed dylematem „raty równe czy malejące” trzeba pokrótce znać oba sposoby wyliczania wysokości rat. Oba mechanizmy mają swoje wady i zalety. Wybierając raty malejące, odda się bankowi dziesiątki tysięcy złotych mniej. Z drugiej strony – wcale nie musi być to argument przeważający. Wszystko klarują eksperci porównywarki finansowej Comperia.pl.

Raty równe i malejące – jak są wyliczane?

Jak wiadomo, rata kredytu składa się z części kapitałowej i odsetkowej. W ramach części kapitałowej oddaje się to co się pożyczyło, w ramach części odsetkowej – wynagrodzenie dla banku za to, że użyczył środki.
Sposób wyliczania raty malejącej jest dość prosty – część kapitałowa jest zawsze taka sama, i stanowi po prostu kwotę kredytu podzieloną przez liczbę rat. Z kolei dla kalkulacji odsetkowej części raty bank dzieli oprocentowanie kredytu przez 12 (liczba rat w ciągu roku) i mnoży przez bieżące saldo zadłużenia. A że bieżące saldo zadłużenia z każdą kolejną ratą spada, co miesiąc część odsetkowa jest coraz niższa, a przez to w dół idzie także wysokość całej raty (przy założeniu niezmienności oprocentowania, a także bez wzrostu kursu waluty kredytu w przypadku zobowiązania walutowego). Stąd nazwa – raty malejące.
Sposób wyliczania rat równych jest nieco bardziej skomplikowany, niemniej sama sytuacja wygląda o niebo przejrzyściej. Po prostu – każda rata przez cały okres spłaty ma taką samą wysokość (chyba że zmienia się oprocentowanie lub kurs walutowy). Na początku w racie spłaca się w zasadzie tylko odsetki (nawet ok. 90 proc. całej raty), ale z każdym miesiącem coraz większą część raty stanowi kapitał.

Raty równe czy malejące – które wybrać?

Jak już wspomniano, oba systemy mają swoje zalety i wady. Rata malejąca jest przez pierwszy okres od przyznania kredytu (mniej więcej jedną trzecią jego długości) wyższa od raty równej. Na początku spłaty różnica wynosi kilkaset złotych. Z drugiej strony, po tym czasie raty malejące są już niższe od rat równych. Przykładowo, dla kredytu na 30 lat na 250 tys. zł o oprocentowaniu 7 proc. w skali roku, raty równe będą wynosiły ok. 1 660 zł. Z kolei wysokość rat malejących wynosić będzie od 2 150 zł na początku spłaty do 700 zł na jej końcu. Raty malejące zrównają się z równymi po 10 latach spłaty, i od tego czasu będą niższe.

Spłacając kredyt w ratach równych oddaje się zdecydowanie więcej odsetek. Różnica jest gigantyczna. Przy przyjętych kredycie (na 30 lat, na 250 tys. zł, z oprocentowaniem 7 proc.) w przypadku rat równych wyniosą aż o ponad 85 tys. zł więcej niż w ramach rat malejących. Odda się o ponad 32 proc. więcej odsetek. Można ją nieco zniwelować, gdyby po wybraniu rat równych inwestować środki „zaoszczędzone” w pierwszym okresie (gdy raty równe są niższe od malejących), aczkolwiek wyjście „na plus” jest możliwe tylko w przypadku bardzo dobrej inwestycji (zwykłe lokaty odpadają), gdy zyski przekraczają koszty kredytowe.
Raty równe mają z kolei tę zaletę, że nieco łatwiej jest otrzymać kredyt z tym systemem spłaty. Dlaczego? Ponieważ banki przyrównują zarobki klienta do wysokości raty planowanego kredytu. Skoro więc rata malejąca jest na w pierwszej fazie okresu spłaty wyższa o kilkaset złotych od raty równej, to banki oczekują wyższych zarobków. Prawdopodobnie także z biegiem czasu wynagrodzenie kredytobiorcy będzie rosło, tymczasem system rat malejących wymaga zaangażowania dużych sum na początkowe raty kredytu.
Wybór więc nie jest łatwy, bo zarówno raty malejące jak i równe mają swoje plusy i minusy.
Mikołaj Fidziński
Comperia.pl

sty 122012
 

Kredyt hipoteczny to poważne zobowiązanie – przez kilkaset miesięcy budżet domowy jest obciążany co miesiąc dużym wydatkiem. Analitycy porównywarki finansowej Comperia.pl informują jednak o sposobie na trwałe obniżenie raty – wydłużeniu okresu spłaty.

Osoba która raz zaciągnęła kredyt hipoteczny nie pozostaje bez możliwości zmian pewnych warunków tego zobowiązania. Jeśli więc chce obniżyć na trwałe ratę swojego kredytu i wydłużyć okres spłaty, zdecydowanie nie jest bez szans. Musi liczyć się jednak z pewnymi trudnościami i konsekwencjami. Za i przeciw wydłużenia okresu spłaty kredytu analizują eksperci porównywarki finansowej Comperia.pl.
Wydłużenie okresu spłaty jest niezłym sposobem, aby na stałe obniżyć swoją ratę. Nie jest wszak tajemnicą, że na im dłuższy okres rozłożona jest konieczność spłaty pożyczonego kapitału, tym mniej trzeba co miesiąc oddawać. Według analiz ekspertów porównywarki finansowej Comperia.pl, wydłużając okres spłaty kredytu w złotych na 200 tys. zł z 20 do 25 lat, obniży się swoją ratę o ok. 140 zł (8 – 10 proc. wysokości raty). Przykładowo, jeśli ktoś zaciągnął kredyt przy marży 1,50 proc., dziś dzięki wydłużeniu opisanego kredytu zredukowałby wysokość raty z 1 491 zł do 1 350 zł.
Niestety ta metoda ma jedną podstawową wadę – przez dłuższy czas będą naliczane odsetki kredytowe. A te liczby naprawdę potrafią zrobić wrażenie. Wydłużając spłatę kredytu na 200 tys. zł z 20 do 25 lat, łącznie odda się o 30 proc. więcej odsetek! Dla przykładowego kredytu z marżą 1,5 proc. oznacza to ponad 47 tys. zł więcej odsetek. To horrendalna suma, aczkolwiek dla wielu 140 zł różnicy na miesięcznej racie może odgrywać większe znaczenie niż niemal 50 tys. zł więcej zapłacone bankowi w przeciągu ćwierć wieku.
tabela wydłużenie okresu spłaty
Wydłużenie okresu spłaty kredytu wymaga podpisania aneksu do umowy kredytowej. Jest za to pobierana kilkusetzłotowa opłata (np. w Banku Millennium 500 zł, a w Kredyt Banku 200 zł).
Wnioskując o wydłużenie okresu spłaty można natknąć się na kilka problemów. Po pierwsze, może się okazać, że kredyt już i tak jest zaciągnięty na maksymalny akceptowalny przez bank okres. Banki udzielają kredytów w złotych na okres od 25 lat (Invest-Bank) aż do 50 lat (Bank Ochrony Środowiska, Alior Bank), najczęściej na 30-40 lat. Jeśli więc ktoś będzie chciał np. wydłużyć okres spłaty swojego kredytu z Banku Zachodniego WBK np. do 32 lat, nie będzie w stanie tego zrobić. 30 lat to maksimum dopuszczane przez ten bank. Niekiedy okresu spłaty kredytów walutowych jest krótszy niż złotowych (tak jest choćby w Pekao S.A. – 20 lat dla kredytów w euro i dolarach amerykańskich oraz 30 lat dla kredytów w złotych).
Kredytodawca także wtedy nie zgodzi się na wydłużenie okresu spłaty o tyle lat ile chciałby tego klient, jeśli wiek kredytobiorcy w momencie spłaty ostatniej raty byłby zbyt wysoki. Tym górnym limitem zazwyczaj jest 70 lat, choć część banków umożliwia całkowitą spłatę kredytu dopiero w wieku 75, a nawet 80 lat (np. Alior Bank, Getin Bank). Czasem da się te limity nieco wydłużyć np. wykupując ubezpieczenie na życie (Kredyt Bank). Niemniej, jeśli np. 60-latek chce obniżyć ratę swojego kredytu hipotecznego w Pekao S.A. czy MultiBanku i spłacać go jeszcze przez 15, a nie 10 lat, zostanie odesłany z kwitkiem.

Może się w końcu także okazać, że kredytobiorca nie ma już zdolności kredytowej do zmiany warunków swojego kredytu. Należy bowiem pamiętać, że rekomendacja SII Komisji Nadzoru Finansowego, obowiązująca banki od początku 2012 roku, narzuca aby wszelkie analizy kredytowe przeprowadzane były dla maksymalnie 25-letniego okresu spłaty. Ponadto banki powinny także uwzględniać zmianę zarobków kredytobiorcy po osiągnięciu wieku emerytalnego. To wszystko może spowodować, że kredytodawca nie ustosunkuje się pozytywnie do wniosku o wydłużenie okresu spłaty, tłumacząc to większymi niż kiedyś rygorami w badaniu zdolności kredytowej.

Mikołaj Fidziński
Comperia.pl

paź 112011
 

comperiaPrzez cały sierpień i wrzesień złoty osłabiał się wobec euro. 1 sierpnia europejska waluta kosztowała w polskich bankach średnio 4,11 zł, a 23 września już 4,62 zł. Eksperci porównywarki finansowej Comperia.pl tłumaczą, czy i kiedy kredytobiorcy powinni zareagować.

Kiedy w drugiej połowie września kurs euro wobec złotego osiągnął najwyższy poziom od czerwca 2009 roku, wielu sytuacja skojarzyła się z analogicznym wzrostem kursu franka szwajcarskiego, którego świadkami byliśmy szczególnie od połowy lipca br. Istotnie wzrost ceny waluty o 50 groszy w ciągu dwóch miesięcy może budzić niepokój, ale analitycy porównywarki finansowej Comperia.pl zdecydowanie stwierdzają, że zadłużeni w euro nie powinni wpadać w panikę.

Wyższy kurs euro spowodował wzrost rat w porównaniu z poprzednimi kilkoma miesiącami. Przykładowo rata kredytu (na 300 tys. zł zaciągniętego w sierpniu 2008 r.) jeszcze w styczniu wynosiła ok. 1 500 zł, a aktualnie niemal 1 800 zł.

Raty kredytów w euro są wprawdzie najwyższe od prawie 2,5 roku, ale jednak daleko im jeszcze do swoich historycznych maksimów. Eksperci porównywarki finansowej Comperia.pl prześledzili historię kredytu na 30 lat, zaciągniętego w sierpniu 2008 roku. Był to, patrząc z perspektywy czasu, zły moment na zadłużanie się w euro. Dlaczego? Otóż kurs EUR/PLN był wtedy rekordowo niski (kredyty wydawane były przy notowaniu 3,15 zł za 1 euro). Pożyczane zatem 300 tys. zł dało wysokie zadłużenie w euro – na poziomie ponad 95 tys. euro.

zestawienie raty kredytow

Również wykres wysokości rat pokazuje wyraźnie, że chociaż praktycznie od początku roku rata kredytu w euro rośnie, to jednak nadal daleko jej do wartości z drugiej połowy 2008 roku czy pierwszej połowy roku następnego. Dlaczego? Aktualnie bowiem na stosunkowo niskim poziomie pozostaje stopa LIBOR EUR 3M, na której bazuje oprocentowanie kredytu. Dziś wynosi 1,50 proc., tymczasem niemal dokładnie 3 lata temu, w październiku 2008 roku, nawet aż 5,45 proc. To ta stopa wyrażająca oprocentowanie, po jakim banki są w chętne pożyczać pieniądze od siebie nawzajem, decyduje obok kursu EUR/PLN o wysokości raty.

raty kredytow wykres

Także przeanalizowanie wysokości raty kredytu w PLN zaciągniętego w tym samym okresie potwierdza słuszność wyboru opcji zadłużenia się w euro. Co prawda było kilka okresów (w tym też końcówka września br.), kiedy rata kredytu w złotych była niższa od zobowiązania w euro, ale: (1) łącznie dotychczas zadłużony w euro zapłacił ok. 3,3 tys. zł mniej niż gdyby zaciągnął kredyt w złotych, (2) wzięty pod uwagę moment zaciągnięcia kredytu w euro był zdecydowanie najgorszy, więc wszystkie inne kredyty wykazują jeszcze wyższe „oszczędności” na wyborze euro jako waluty kredytu.

Warto także przypomnieć, że od ponad miesiąca działa już tzw. ustawa antyspreadowa. Gwarantuje ona każdemu spłacającemu kredyt walutowy, że za darmo może poprosić o aneks do umowy i zacząć uiszczać raty bezpośrednio w walucie zobowiązania. Przykładowo, gdyby ktoś 6 października spłacił swą ratę kredytu w euro środkami zakupionymi w kantorze, a nie bezpośrednio w banku (zakupując od niego walutę po dużo wyższej od rynkowej cenie), zaoszczędziłby ponad 36 zł.

Gdy wysokość raty rośnie zawsze wraca temat, czy „nie zrobić czegoś” z kredytem walutowym. Na myśl przychodzi przede wszystkim przewalutowanie. To zły pomysł! Dlaczego? Otóż po ponad 3 latach spłacania swojego kredytu zaciągniętego 300 tys. zł, przy aktualnym kursie euro, kredytobiorcy są winni bankowi ok. 400 tys. zł. Ale tak naprawdę jest to „wirtualny” dług, tzn. przeliczony na złote po aktualnym, wysokim kursie. Przewalutowanie (podobnie jak nadpłata kredytu) oznaczałoby spieniężenie tego długu. Cóż zatem robić? Nic. Czekać. I spłacać dalej raty.

Mikołaj Fidziński
Porównywarka finansowa Comperia.pl